sobota, 9 lipca 2016

Pleśniawki atakują!

Zauważyłaś u swojego maleństwa biały nalot w okolicy języka i podniebienia? Twoje dziecko płacze, nie chce jeść, jest marudne i niespokojne? To mogą być pleśniawki. Przeczytaj koniecznie jak je rozpoznać i im zaradzić.


Pleśniawki mają pochodzenie grzybicze. Przypominają resztki mleka, jednak przy próbie ich starcia pozostawiają krwawiące rany. Mogą przypominać korzuch od mleka, grudki twarogu lub przybierać postać krostek lub plamek. Najczęściej pojawiają się na języku i podniebieniu, rzadziej na dziąsłach, wargach i policzkach. W cięższych przypadkach atakują całą jamę ustną, a nawet gardło.


Skąd się biorą?


Często do zakażenia dochodzi podczas porodu, gdy dziecko zarazi się drożdżakami z kanału rodnego. Przyczyną może być też zakażona pierś mamy. Łatwą drogą transmisji jest również ślina rodziców (w której bardzo często znajdują się grzyby) np. na łyżeczce lub oblizanym smoczku. Często dochodzi do rozwoju grzybicy na etapie wkładania do ust wszystkiego co popadnie (również wycałowanych przez dorosłych rączek dziecka). Drożdżaki - grzyby rodzaju Candida, są naturalnymi bywalcami naszego przewodu pokarmowego, ale gdy jest ich za dużo, a odporność (jak w przypadku niemowląt) jest niska lub obniżona, pojawia się problem.


Pleśniawek nie można lekceważyć. Oprócz tego że są dla dziecka najprawdopodobniej bolesne to utrudniają mu jedzenie i picie, co w łatwy i szybki sposób doprowadzić może do odwodnienia. Dlatego gdy zauważysz niepokojące objawy szybko udaj się pediatry lub stomatologa, który obejrzy dziecko i zaleci właściwe leczenie.



Co zrobić gdy u malca pojawią się pleśniawki?


Na rynku jest dostępnych wiele preparatów na tego typu przypadłość. Aphtin, Dezaftan, Aphtigel, Doentosept A Mini to tylko jedne z nich. Czasami wystarczy zakraplać do buźki wodny roztwór gencjany, w cięższych przypadkach potrzebna jest nystatyna - lek przeciwgrzybiczy na receptę. Leczenie niekiedy jest długotrwałe i kiedy wydaje nam się, że problem jest już zażegnany pleśniawki powracają ze zdwojoną siłą. Ważne jest, aby przy stosowaniu preparatów dostępnych w aptece bez recepty używać ich konsekwentnie przez kilka dni kilka razy na dobę. Najlepiej nałożyć go na jałowy wacik i ścierać nalot powstały w jamie ustnej. Należy to robić dość mocno, aby wręcz pojawiła się krew, wtedy szybciej odniesiemy sukces. Jeśli chorujący maluch karmiony jest naturalnie, mama powinna obserwować swoje piersi, aby szybko zareagować, gdy i tutaj pojawi się grzybica (brodawki są zaczerwienione, skóra jest napięta, łuszczy się, swędzi, łatwo pęka i krwawi).


Skuteczna profilaktyka polega na kilku sprawdzonych punktach:
1. Przy karmieniu piersią należy dbać o ich higienę - często zmieniać wkładki laktacyjne i biustonosz, a także przemywać je wodą.
2. Nie wolno oblizywać smoczków ani łyżeczek, którymi karmi się dziecko.
3. Należy wyparzać smoczki i butelki.
4. Często myć swoje ręce i ręce dziecka.
5. W czasie i po antybiotykoterapii podawać dziecku pre- i probiotyki, by odbudować prawidłową florę bakteryjną.
6. Jeśli kobieta ma grzybicze zapalenie pochwy [powinna się leczyć i dbać o higienę, aby nie zarazić dziecka. Wykluczone są wspólne kąpiele, ręczniki i gąbki.


Pleśniawki a afty.
Afty występują zwykle u starszych dzieci i mają podłoże wirusowe. Najczęściej przyczyną jest uraz powstały przy szczotkowaniu zębów lub przygryzieniu policzka. Ranka robi się biała, a na około pojawia się czerwona otoczka. Afty są bardzo bolesne, niekiedy towarzyszy im powiększenie węzłów chłonnych. Najczęściej ustępują samoistnie, jednak warto przyspieszyć ten proces. Pomocne są preparaty do smarowania oraz płyny do płukania jamy ustnej dostępne w aptece.

środa, 8 czerwca 2016

TOP 6 produktów kosmetycznych każdej mamy

Jak wygląda życie przeciętnej mamy pewnie każdy wie. Po nieprzespanej nocy walka z pieluchami, butelkami, obiadkami, praniem, sprzątaniem i prasowaniem, pogoń za raczkującym brzdącem, który jest dosłownie wszędzie i oczekiwanie za głodnym mężem, który za chwilę wróci z pracy. Ciężko w tej sytuacji znaleźć czas dla siebie, żeby czuć się i wyglądać kobieco - dla samej siebie, dla męża i dla wpadających w odwiedziny gości. Przedstawię Wam moje top produktów, dzięki którym przy niewielkim nakładzie czasu, pracy i pieniędzy doprowadzicie się do porządku :-)



1. SUCHY SZAMPON


Nietrudno wyobrazić sobie jak wygląda fryzura kobiety, która w nocy kilka razy wstawała do dziecka, a ono upodobało sobie ciągnięcie matki za włosy. Wieczorem układanie fryzury mija się z celem, a rano, kiedy wchodzi do łazienki z zamiarem umycia i ułożenia włosów pociecha właśnie się budzi. Matka idzie więc do dziecka i zajmuje się nim godzinę, dwie, a ono uparcie nie chce zasnąć. Wtem dostaje telefon - "cześć, jestem niedaleko, będę za 10 minut, wstawiaj wodę na kawę!". I panika, co tu robić? Włosy przetłuszczone, przyklapnięte. Z pomocą przychodzi suchy szampon. Stosuje się go jak lakier do włosów - rozpyla z odległości kilkudziesięciu centymetrów, następnie wystarczy szampon lekko wmasować i rozczesać. Nic prostszego, a efekt znakomity. W kilka sekund doprowadzi nasze włosy do stanu, który spokojnie można pokazać ludziom. Podobny efekt można uzyskać za pomocą proszku zwiększającego objętość, który nakłada się u nasady włosów. Podnosi on włosy dodając objętości, co sprawia, że nasza fryzura wygląda świeżo, ale nie przynosi takiego rezultatu jak suchy szampon. Koszt - w pobliskiej drogerii kupicie go za 15 do 20 zł, wystarczy na kilkanaście/kilkadziesiąt użyć.


2. KREM BB/CC


Wynalazek na skalę Nagrody Nobla. Podczas gdy ciężko znaleźć czas na nawilżanie cery, stosowanie bazy pod makijaż i dokładne nałożenie podkładu, krem BB lub CC zrobi to wszystko za jednym zamachem (choć ostatnio nie jest to poprawne politycznie stwierdzenie). Kremy BB są bardziej odpowiednie dla osób, które nie mają problemów z cerą, są bardziej koloryzujące i zastąpią lekki podkład. Kremy CC są bardziej kryjące, lepsze dla osób z przebarwieniami i niedoskonałościami, choć przeważnie są jaśniejsze od kremów BB, gdyż mają rozjaśniać cerę i dodawać jej blasku. Oba rodzaje doskonale ukryją pewnie niedoskonałości, przebarwienia, drobne zmarszczki. Nie trzeba się przy ich nakładaniu tak przykładać jak przy podkładzie, gdyż nie są tak intensywne i niedociągnięć nie będzie tak widać. Ukryjecie sińce pod oczami, odciśniętą na twarzy poduszkę i pierwsze zmarszczki. Przy okazji zaoszczędzicie czas potrzebny do nałożenia i wchłonięcia kremu nawilżającego czy bazy. W kilka sekund wasza twarz nabierze zdrowego, promiennego wyglądu. Cena? Różna. Standardowe kremy można kupić już od 20 do 30 zł, ale są również takie za 50 zł i znacznie więcej.



3. TUSZ DO RZĘS


Nawet jeśli nie nałożycie cieni do powiek maskara sprawi, że Wasze oczy będą wyglądały na znacznie większe niż mogłyby być po nieprzespanej nocy. Fajny efekt można uzyskać w kilkanaście sekund. Niby nic wielkiego, a już będziecie wyglądały prawie jak boginie domowego ogniska. Ceny są przeróżne. Podejrzewam, że każda z Was ma swój ulubiony tusz do rzęs. Podobnie ja - przeważnie używam tych samych, nawet jeśli kupię coś nowego zazwyczaj wracam do starych, wypróbowanych produktów. I zaskoczę Was może, ale droższe wcale nie znaczy lepsze. Używałam już drogich maskar, jednak zawsze wracam do starych, sprawdzonych produktów w średniej cenie.



4. RÓŻ/BRONZER DO POLICZKÓW


Dobry pędzel do tego i voila. Nagle wyglądacie na lekko opalone, zdrowe, zadowolone z życia dziewuchy. Może nie jestem specem od makijażu, ale kobieta z nałożonym na policzki różem lub bronzerem wygląda o niebo lepiej. W zależności od karnacji i koloru włosów dobierzecie coś dla siebie. Paleta kolorów jest szeroka. Róż/bronzer lubię za to, że do jego nałożenia potrzeba dosłownie chwili, a znacząco poprawia nasz wygląd. Twarz nabiera kształtów i kości policzkowe są ładnie podkreślone, cera rozpromieniona. W zależności odpory dnia można nałożyć go mniej lub więcej, wybrać kolor jaśniejszy lub ciemniejszy, z rozświetlającymi drobinkami lub bez. Cena ze średniej półki - 20-50 zł. Oczywiście kupicie i tańsze i droższe. Jednak w tym przedziale znajdziecie już coś satysfakcjonującego dla siebie.




5. BALSAM POD PRYSZNIC


Kąpiel matki wygląda zazwyczaj tak, że wskakuje ona do wanny, w biegu spłukuje wodą i szybko ubiera, bo boi się, że dziecko za chwilę się rozpłacze, będzie głodne lub gotowe do zabawy. Czasami trudno znaleźć czas żeby wmasować w siebie balsam i poczekać aż się wchłonie zanim założymy ubrania. Balsam pod prysznic jest doskonałym rozwiązaniem dla tych, którzy chcą zadbać o nawilżenie swojej skóry i chcą zrobić to bardzo szybko. Po kąpieli nakładamy balsam na całe ciało i po kilku sekundach spłukujemy wodą. Po tym wycieramy się ręcznikiem i możemy się ubierać. Nic prostszego. Przeciętna cena balsamów waha się w przedziale 15-25 zł.



6. KREM I PILING DO RĄK


Jak już wymoczymy ręce przy praniu pieluch, myciu garów, ścieraniu podłogi i kąpaniu dziecka dłonie wyglądają przeważnie jak obraz nędzy i rozpaczy. Są suche, skóra jest ściągnięta i mamy wrażenie, jakby za chwilę miała pęknąć. Idealnym rozwiązaniem jest zastosowanie pilingu do rąk i następnie kremu. Jako lekarz, który większość swojego czasu pracy spędza w rękawiczkach i w środkach dezynfekujących, przetestowałam pewnie już połowę dostępnych na rynku kremów. Moim absolutnym hitem jest seria do rąk firmy Mary Kay. Niestety krem do rąk już zużyłam, dlatego nie mogę pokazać go Wam na zdjęciu. O ile przy innych produktach nie zachwalam tych z górnej półki, o tyle w tym przypadku cena jest adekwatna do jakości. Koszt 3-częściowego zestawy to około 170 zł, ale wystarczy na długo, a moje dłonie nigdy nie były tak miękkie jak po nim. Oczywiście na rynku dostępnych jest wiele innych kremów, których cena jest znacznie niższa, a efekt również dobry. Mary Kay to zestaw dla wymagających, których dłonie, podobnie jak moje, przechodzą istne katusze. Cena dobrego kremu, który sprosta wymaganiom przeciętnie maltretowanych dłoni (np. Neutrogena, Tołpa, Dove) to koszt około 8-15 zł.



Prezentowane przeze mnie na zdjęciach produkty pochodzą z mojej własnej "kolekcji", nie są w żaden sposób premiowane, reklamowane, nie dostałam ich do testowania i promocji. Mają charakter jedynie poglądowy i pokazują, że nie na wszystkich blogach muszą być reklamowane produkty od 100 zł wzwyż. Prezentuję takie, które moich zdaniem są dobre, bo są dobre i tanie, i przy okazji dostępne dla większości z Was. Oczywiście możecie sięgnąć po te z najwyższej półki, ja nie jestem przyzwyczajona do stosowania drogich kosmetyków, bo najzwyczajniej w świecie mnie na nie nie stać i wolę kupić w to miejsce coś innego. Poza tym droższe wcale nie znaczy lepsze, o czym niejednokrotnie już się przekonałam. Wiem, że większość moich czytelniczek to dziewczyny takie jak ja - na początku kariery zawodowej, które dopiero planują zakup, kupują lub urządzają swoje domy, zakładają lub powiększają rodziny i nie mają zbyt wielkich dochodów ani oszczędności. Dlatego mam nadzieję, że nikt nie obrazi się, że pokazałam takie, a nie inne kosmetyki :-)

wtorek, 26 kwietnia 2016

Mały wielki powrót

Mały, bo to nic takiego, każdego z nas kiedyś to spotka. Wielki, bo dla mnie urósł do rangi wydarzenia roku. Co takiego? Wielkimi krokami zbliża się mój powrót do pracy. Już tylko kilka dni dzieli mnie od pozostawiania Córeczki niemal codziennie na kilka godzin. Targają mną sprzeczne emocje. Z jednej strony cieszę się, że pójdę "do ludzi". Siedzenie w domu przez większość czasu sam na sam z dzieckiem potrafi człowieka ogłupić. Niestety paraliżuje mnie trochę to, że po tak długim czasie przerwy nie będę potrafiła się w tej pracy odnaleźć, że zapomniałam już wszystkiego, czego się nauczyłam. Choć wdrożenie się zajmie mi pewnie tylko kilka dni, to i tak boję się okropnie pierwszego dnia w nowej pracy. Ale najbardziej przeraża mnie to, że nie wiem jak sobie poradzę tyle czasu bez Niuni. Do tej pory kilka razy zostawiałam ją w domu, żeby pozałatwiać swoje sprawy, albo raz czy dwa wyskoczyć ze znajomymi, ale było to na chwilę i nie codziennie, a i tak tęskniłam jak chole*a. Wiem, że Malutka zostaje w dobrych rękach, w końcu opiekować będzie się nią Tatuś, ale jakoś nie ułatwia mi to sprawy. Co innego zostawić od czasu do czasu Maleństwo z dziadkami i chwilę odetchnąć, a co innego zostawiać ją codziennie. Przecież ona jest jeszcze taka malutka. Przez niemal 5 miesięcy byłam z nią non stop, widziałam każde jej postępy, dawałam pierwszą marchewkę i pierwszą kaszkę, pierwszy raz wychodziłam na spacer, widziałam jak pierwszy raz samodzielnie przekręca się na boczek i jak z dnia na dzień coraz lepiej trzyma główkę leżąc na brzuszku. Przeraża mnie myśl, że idąc do pracy ominie mnie coś bardzo ważnego. Teraz, kiedy jest już coraz starsza i zbliża się lato, pierwszych razów będzie coraz więcej. Boję się, że po powrocie z pracy usłyszę, że dzisiaj Mała pierwszy raz kąpała się w baseniku, że pierwszy raz samodzielnie usiadła, że zaczęła raczkować, że postawiła swój pierwszy krok. Chciałabym być przy niej cały czas i choć wiem, że powrót do pracy jest nieunikniony, wolałabym to jeszcze odwlekać. Niestety życie ułożyło dla mnie inny scenariusz. Wiem, że nie wyjeżdżam za granicę, że do pracy będę miała przysłowiowe trzy kroki i będę tam spędzała mniej czasu niż zwyczajowe 8 godzin, lecz i tak nie jest mi lekko. Może gdyby była starsza nie miałabym takiego poczucia, że coś ucieka mi między palcami. Widzę jak szybko rośnie i wiem, że ten czas już nie wróci, że nikt nie odda mi straconych momentów. Wiem, że nie jestem w tym sama, wiele mam wraca do pracy dużo szybciej po porodzie, muszą w niej przebywać znacznie więcej godzin niż ja, a sam dojazd zajmuje im nieraz kilkadziesiąt minut. Jednak nadal nie daje mi to wszystko spać, czuję się złą matką, że zostawiam ją już teraz, choć mogłabym być z nią jeszcze przez kilka miesięcy. Liczę, że moja Córcia będzie na tyle wspaniała i wyrozumiała, że z wszystkimi pierwszymi razami na mnie poczeka. Pierwsza kąpiel odbędzie się zanim mamusia pójdzie do pracy, pierwsze raczkowanie wieczorem, po mamy powrocie, a pierwsze kroki nastąpią w weekend ;-)  

czwartek, 14 kwietnia 2016

W odwiedzinach u maluszka

Moje maleństwo ma już 4 miesiące. Za nami powrót ze szpitala, Boże Narodzenie i Wielkanoc, więc skończył się pierwszy nawał odwiedzin. Z perspektywy czasu wiem, że takie odwiedziny potrafią być stresujące zarówno dla noworodka jak i dla jego rodziców. Bywały dni, że drzwi w naszym domu niemal się nie zamykały, a goście czasami nie potrafili wczuć się w rolę świeżo upieczonych rodziców. Nam było niezręcznie prosić o pewne rzeczy, czasami było przykro przez niektóre komentarze, ale czasami byliśmy pełni wdzięczności dla gości, którzy zachowywali się wręcz wzorowo.


Jeśli Wy planujecie właśnie odwiedziny u maleństwa ten artykuł jest dla Was. A przyszli rodzice powinni go udostępnić np. na facebooku, aby ich znajomi zapoznali się z etykietą odwiedzin u noworodka :-)


1. Zanim przyjdziesz - zadzwoń.

Niezapowiedziane wizyty nie są wskazane. Dom po powrocie maluszka i jego mamy ze szpitala przypomina przeważnie pole bitwy. Wszędzie porozrzucane ubranka, pampersy, kremy, butelki, smoczki i pieluchy to tylko wierzchołek góry lodowej. Do tego dochodzi nieuczesana mama w piżamie, tata z podkrążonymi oczami i dziecko uczepione piersi. Dajcie im chociaż godzinę, aby zdążyli doprowadzić siebie i dom do porządku i nie czuli się skrępowani Twoimi odwiedzinami. Przy okazji nie zapominajcie, że pierwsze dni po porodzie nie są najlepszą porą na odwiedziny. Mama i maluszek są zmęczeni porodem i pobytem w szpitalu, dziecko musi się zaadoptować do nowego otoczenia, świeżo upieczona mama może cierpieć przez ból krocza i być przygnębiona z powodu baby blues. Jeden telefon lub nawet SMS wszystko załatwi, masz pewność, że nie przerwiesz pory karmienia, usypiania czy kąpieli, a rodzice będą na Ciebie czekali.


2. Umyj ręce.

Młodym rodzicom niezręcznie jest prosić gości o umycie rąk po przyjściu, zanim pogłaszczą maleństwo lub wezmą je na ręce. Jednak pamiętam moją gęsią skórkę, kiedy goście wchodząc do domu najpierw głaskali psy, a potem wyciągali ręce do Księżniczki. Pamiętajcie, że takie maleństwo ma niską odporność i każdy, nawet najdrobniejszy "zarazek", może wywołać u niego groźne choroby.


3. Nie całuj!

Ja wiem, że takie maleństwo jest przesłodkie, ma taką śliczną buźkę, malutkie rączki, gładką skórkę i urocze włoski - nic tylko całować. Ale błagam Was - nie róbcie tego, przynajmniej nie w pierwszym okresie życia malucha. Możecie być nosicielami chorób, o których nawet nie wiecie. Przykładowo taka opryszczka, której możecie być nosicielem (nawet, jeśli nie występują objawy) - wywołujący ją wirus może powodować u dziecka opryszczkowe zapalenie jamy ustnej i gardła czy przełyku, które może być zagrożeniem dla życia takiego maleństwa. Przy okazji - dobry gość to taki, który wie, że gdy jest chory lepiej zostać w domu - nawet jeśli to tylko katar.



4. Przynieś ze sobą coś do jedzenia.

Nie, nie chodzi tu o kanapki, które masz zjeść w samotności. Kup po drodze ciasteczka, weź kawałek upieczonego w domu ciasta lub zrób sałatkę. Rodzice przy noworodku mają mnóstwo pracy i mogą nie być przygotowani na Twoją wizytę. Na pewno będzie im miło, jeśli o tym pomyślisz.


5. Prezent.

Oczywiście nie musisz nic ze sobą przynosić. Rodzice i tak dostali największy prezent w postaci maleństwa. Ale jeśli koniecznie chcesz czymś obdarować nowo narodzonego członka rodziny zapytaj rodziców co jest im potrzebne. Zamiast kupić kolejne ubranko, którego maleństwo może nawet nie założy, być może rodzicom kończą się pampersy, nawilżane chusteczki, może dziecko nie ma kocyka, albo ma za mało skarpetek. Jeśli nic nie odpowiedzą - kup wedle własnego uznania, wtedy nie mogą mieć pretensji :-) Pamiętaj również o rodzicach. Będzie im niezmiernie miło, jeśli im również kupisz drobny upominek - dobrą czekoladę, ładnego kwiatka, może to być drobiazg, ale to matka dziecka ukończyła właśnie 40 tygodniowy maraton z brzuchem i jej również należy się odrobina uznania :-)


6. Poczekaj, aż mama sama da Ci potrzymać dziecko.

To ważne, żeby nie wyciągać rąk po malucha, nie próbować wyrwać go z objęć matki, nie wyciągać samodzielnie z łóżeczka. W pierwszych miesiącach życia, a tym bardziej w kilka dni po porodzie, więź między matką a dzieckiem jest wyjątkowo silna. Nie dziw się więc, że matka nie będzie chciała oddać Ci swojej pociechy, bo ona najchętniej nie wypuszczała by jej z rąk. Nawet jeśli ma do Ciebie wielkie zaufanie to najpewniej się czuje, gdy dziecko jest przy niej. Jeśli dostaniesz już maluszka w objęcia potrzymaj go chwilkę i oddaj do rąk rodziców. 


7. Krótka pierwsza wizyta.

Nikt nie będzie miał Ci za złe, jeśli pierwsza wizyta potrwa tylko chwilę. Nawet jeśli wydaje Ci się, że tematów do rozmowy jest jeszcze mnóstwo i Twoje towarzystwo jest młodej mamie wręcz niezbędne nie przedłużaj odwiedzin. Długie wizyty męczą zarówno rodziców, jak i noworodka. Daj rodzinie czas, aby nacieszyli się sobą i odpoczęli. Weź pod uwagę, że mama może czuć się niezręcznie musząc przy Tobie nakarmić dziecko lub walcząc z zamykającymi się powiekami po nieprzespanej nocy. Pamiętaj również, aby podczas odwiedzin zachowywać się cicho i spokojnie. Stojąc nad łóżeczkiem ścisz głos, nie wybuchaj głośnym śmiechem, nie przekrzykuj rodziców. Dla maleństwa takie niepotrzebne hałasy to duży stres - zaoszczędź mu go. 


8. Dobre słowo.

Nawet jeśli rodzice wyglądają koszmarnie, mamie po ciąży przybyło kilka kilogramów i ewidentnie wygląda na zaniedbaną i zmęczoną - nie mów tego, najprawdopodobniej ona doskonale o tym wie, ale nic na to nie poradzi. Powiedz jej za to, że świetnie sobie radzi, że jest super mamą, że jest dzielna i bardzo dobrze opiekuje się maleństwem. Nawet jeśli źle założy pampersa, nie karmi tak jak powinna, tata nosi dziecko w nieodpowiedniej pozycji, a maluch nie jest stosownie ubrany - uwagi zachowaj dla siebie. Młodzi rodzice dopiero uczą się opieki nad dzieckiem, stają na głowie, aby wszystko zrobić jak najlepiej potrafią i na pewno będzie im przykro, jeśli będziesz ich pouczać. Jeśli mają kłopoty i proszą o radę lepiej nie wyskakiwać z tekstem "ja takich problemów nie miałem/am", "moje dzieci nie sprawiały takich kłopotów", "ja sobie z tym świetnie radziłam/em" itp. Lepiej polecić im dobrą książkę, sprawdzoną położną lub delikatnie podsunąć rozwiązanie. 


9. Zaproponuj pomoc.

Nie narzucaj swojej pomocy na siłę, nie naciskaj, lecz raczej delikatnie powiedz, że gdyby mieli problem mogą do Ciebie dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Nawet jeśli nie skorzystają, będą czuli się pewniej wiedząc, że mają na kogo liczyć. Zamiast na siłę sprzątać za nich mieszkanie zaproponuj, że weźmiesz malucha na spacer, aby oni mogli uciąć sobie krótką drzemkę, zabierz starsze rodzeństwo na lody, żeby rodzice chwile odsapnęli, zaproponuj, że zrobisz im obiad lub zakupy, aby mogli w tym czasie chwilę odpocząć. Nie obrażaj się jednak, jeśli odmówią. Niektóre mamy za punkt honoru przyjmują sobie, że same dadzą sobie radę z całym domem i nie ma sensu na siłę ich uszczęśliwiać.


Myślę, że z tymi radami wizyta u nowego członka rodziny będzie przyjemnością zarówno dla Ciebie jak i dla rodziców, a po Twoim wyjściu nie pozostanie niesmak - wręcz przeciwnie, będą z radością oczekiwać kolejnych odwiedzin :-)

środa, 6 kwietnia 2016

Obiecuję Ci, Córeczko ...

Kochana Córeczko!


Nie wiem, jak będzie wyglądał świat gdy dorośniesz. Być może zanim nauczysz się czytać blogi odejdą do lamusa i wszyscy zapomną o mojej stronie. Mam nadzieję, że ja będę tu powracać i przypominać sobie jak to było, gdy byłaś maleńka. Przeczytam swoje wypociny i wspomnienia ożyją, wrócą dawne emocje i refleksje. I wtedy natknę się na ten list. List, w którym napiszę, co obiecałam sobie, gdy miałaś niecałe 4 miesiące i leżałaś słodko w łóżeczku, a ja z łezką wzruszenia w oku oglądałam zdjęcia z Twojego chrztu. Przypomnę sobie ile emocji mi wtedy towarzyszyło, jaka byłam dumna z bycia Twoją mamą, jak bardzo bałam się o Twoją przyszłość i jak rozpierająca mnie miłość dodawała mi pewności, że zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa i wyrosła na wspaniałą kobietę. Mam nadzieję, że jeśli gdzieś po drodze zbłądzę, to ten list podpowie mi jak wrócić na właściwy tor.


Po pierwsze - chciałabym Ci obiecać, że nie będę lekceważyć Twoich problemów. Nie powiem, że wymyślasz, że przesadzasz, że to nic takiego. Nawet gdyby chodziło o złamaną kredkę, przewróconą wieżę z klocków czy poplamioną ulubioną sukienkę, zawsze wysłucham Twojego problemu i spróbuję znaleźć rozwiązanie. Wiem, jak jest mi smutno, gdy inni lekceważą moje problemy, śmieją się z nich lub nie chcą mnie wysłuchać. W dorosłym życiu inne sprawy zajmują moją głowę, jednak pamiętam doskonale, że gdy sama byłam mała to nie zepsuty samochód czy brak pieniędzy na wakacje był najgorszy, ale właśnie zniszczona zabawka czy podarte rajstopki. Nie powiem Ci także "nic się nie stało" gdy się przewrócisz i obetrzesz kolanko. Bo dla Ciebie właśnie "coś" się stało. Ciebie będzie to bolało, a ja jako kochająca matka przytulę Cię, pocałuję i podmucham "kuku", a potem przykleję kolorowy plasterek, nawet gdyby tego "kuku" wcale nie było widać.


Obiecuję Ci również, że nauczę Cię wszystkiego, co sama potrafię. Nauczę Cię piec i gotować, jeździć na rowerze i rolkach, malować paznokcie i robić makijaż, układać włosy i chodzić na obcasach, przyszywać guziki i cerować skarpety. Nawet jeśli sama robię to kiepsko, to gdy dorośniesz nauczysz się tego lepiej. Będziesz jednak miała podstawy i dobry start w dorosłe, samodzielne życie. Będziesz potrafiła zadbać o swoją przyszłą rodzinę, a najpierw zdobyć odpowiedniego mężczyznę, który, mam nadzieję, doceni Twoje umiejętności. 

Obiecuję także pomóc Ci w rozwijaniu Twoich zainteresowań. Nawet gdyby miała to być gra na perkusji, a nie na skrzypcach, jak to sobie wymarzyłam, albo zapasy, a nie taniec towarzyski. Być może dla mnie będzie to głupie, ale jeśli Ty masz być dzięki temu szczęśliwa, to nie mam nic przeciwko. Nie pozwolę Ci za to na jazdę konną, bo będziesz miała krzywe nogi - tak twierdzi tata :-) Szukaj więc swoich pasji, choćbyś miała zmieniać je co pół roku. Bez sensu bowiem masz uczyć się francuskiego, skoro zdecydowanie bardziej wolisz niemiecki. I mam nadzieję, że stać będzie mnie na to, aby nie odmówić Ci niczego, co będzie wiązało się z Twoim wykształceniem lub hobby. I z tym wiąże się moja kolejna obietnica...

Obiecuję Ci, że będę obecna w Twoim życiu. Że nie dam się zaślepić pieniądzom i nie będę pracować od rana do nocy wmawiając sobie, że to dla Ciebie zarabiam. Wiem, że będziesz wolała dostać jedną sukienkę czy lalkę mniej, a spędzić czas ze mną. Już teraz widzę, że niepotrzebne Ci żadne zabawki, za to czas, w którym poświęcam Ci 100% swojej uwagi jest dla Ciebie najlepszą zabawą. Wszystkie grzechotki, książeczki i przytulanki są tylko dodatkiem, a najlepiej bawisz się wtedy, kiedy do Ciebie mówię, kiedy robimy razem samolot, kiedy bawimy się w "kosi, kosi łapki". W przyszłości również chciałabym móc spędzać z Tobą jak najwięcej czasu, zabierać Cię na spacery, wycieczki, nad jezioro i morze, czasami w góry i do ZOO, urządzać pikniki i ogniska, odrabiać z Tobą lekcje i oglądać bajki, czytać książki na dobranoc i przyrządzać pyszne śniadanka na dzień dobry. Mam jednak wymagającą pracę i mam nadzieję, że nie obrazisz się, kiedy czasami nie będę miała siły przeczytać Ci tylu stron bajki ile będziesz chciała, a wieczorem wykąpie Cię tata, kiedy czasami w sobotę pośpię godzinę dłużej zamiast usmażyć naleśniki zanim Ty wstaniesz, kiedy czasami włączę Ci w ciągu dnia bajkę, żebyś zajęła się sama sobą, a ja w tym czasie po prostu poleżę, kiedy zostanę w pracy godzinę dłużej chociaż obiecałam Ci, że pójdziemy do babci albo poukładamy puzzle. Bo praca też jest ważna, w końcu to dzięki niej będę mogła spełniać Twoje marzenia.

Obiecuje, że będę mówiła Ci "nie". Dlatego, żebyś wiedziała, że nie zawsze można mieć w życiu wszystko, żebyś nie rozczarowała się kiedyś, kiedy okaże się, że czegoś nie możesz kupić czy dostać, żeby ktoś nie skrzywdził Cię mówiąc "nie", którego do tej pory nie znałaś.

Obiecuję Ci, że będziesz dzieckiem tak długo, jak to konieczne. Nie będę z Ciebie robiła małej dorosłej, nie będę wmawiała, że jesteś już na tyle duża, żeby zmywać naczynia i opiekować się młodszym rodzeństwem (o ile będziesz je miała), chociaż Ty będziesz wolała nadal lepić klopsy z piasku i skakać na skakance. Dziecko musi być dzieckiem, nawet jeśli wiąże się to z ubrudzoną nową sukienką, ścianami pomalowanymi pisakami i pozrywanymi kwiatkami w ogrodzie. Ty nie rozumiesz, że tak nie wolno, dla Ciebie to tylko niewinna zabawa. Postaram się na Ciebie zbyt długo nie gniewać :-)

I gdy leżysz tak przesłodko w swoim łóżeczku, przykryta tą różową kołderką i trzesz oczka, bo za chwilę się obudzisz, to wiem, że nieba bym Ci przychyliła, żebyś była szczęśliwa, że oddałabym całe swoje życie i wszystkie pieniądze, żeby Cię uszczęśliwić. Być może wiele z moich obietnic i planów to tylko mrzonki i marzenia, ale mam nadzieję, że uda mi się je spełnić. Życzę sobie, aby w przypadku niepowodzenia tylko niewielki procent dzielił mnie od sukcesu. Chciałabym, abym w momencie, w którym będziesz opuszczać rodzinny dom i zakładać własną rodzinę, nie miała sobie prawie nic do zarzucenia, abym u kresu swoich dni wiedziała, że wychowałam Cię najlepiej jak potrafiłam.


Przy okazji dziękuję Agnieszce za przepiękne zdjęcia. Zaglądajcie do niej na stronę Fotografia - Widźgowscy, zobaczcie jakie tworzy cuda i jak niepowtarzalnie potrafi uwiecznić na zdjęciach najwspanialsze momenty życia :-)









czwartek, 31 marca 2016

7 punktów szczęśliwej mamy

Pierwszy wiosenny post na blogu. Gdy za oknem optymistycznie świeci słońce i można wybrać się na spacer nie rozglądając się na około za deszczowymi chmurami i nie marznąc po 15 minutach do kości, życie staje się piękniejsze. Choć nadal miewam kryzysy małżeńskie, matczyne i światopoglądowe to powoli wszystko zaczyna się układać. Przeczytajcie dlaczego... :-)

Gdy w naszym życiu pojawia się dziecko, nasz świat staje na głowie. Pomijam fakt, że w sypialni główne miejsce zajmuje dziecięce łóżeczko, a przy nim pieluchy, pampersy, zasypki, kremy itd, na podłodze i łóżku zaczynają turlać się pierwsze zabawki, wszyscy domownicy chodzą na palcach, żeby nie obudzić dziecka, a największą radością rodziców jest nie przespana noc, lecz piękna, wielka, śmierdząca kupka :-)


Gdy pojawia się dziecko nagle okazuje się, że zaczynamy cieszyć się z zupełnie innych rzeczy niż przed rodzinną rewolucją. Kilka dni temu zdałam sobie sprawę jak bardzo zmienił się mój system wartości po pojawieniu się Niuni. Kiedyś do szczęścia i pełni relaksu potrzebowałam całego wieczoru: najpierw długa kąpiel w bąbelkach, najlepiej z lampką szampana i dobrą książką lub gazetą, potem krem, maseczka, fantazyjne malowanie paznokci, a na zakończenie miska popcornu i obejrzany z mężem film (w czasie którego najczęściej zasypiałam). Dzisiaj do szczęścia potrzeba mi zdecydowanie mniej. 


Okazuje się, że potrzeba faktycznie niewiele. Lista rzeczy, które wprawiają mnie niemal w euforię jest zaskakująco krótka:
1. Spokojnie wzięty prysznic, bez potrzeby wyskakiwania w pośpiechu z wanny, bo Maleństwo właśnie się obudziło (chociaż dopiero 10 minut temu, po godzinie usypiania, wylądowało w łóżeczku). Wszystkie zabiegi ponad to graniczą z bramą raju :-)
2. Pomalowane paznokcie. Nie sądziłam, że to może tak cieszyć.
3. Starannie wykonany makijaż i fryzura. Zdarza się to od święta, kiedy akurat gdzieś na dłużej wychodzimy i jest pretekst, żeby o siebie zadbać.
4. 2 godzinny sen Dzieciątka w ciągu dnia, w czasie którego można doprowadzić się jako tako do porządku, poczytać książkę, prześledzić nowinki w Internecie, obejrzeć serial, czy po prostu się przespać.
5. Zaledwie dwie pobudki w nocy (mam na myśli przedział między 22, a 6 rano, choć dla niektórych nawet 8 to jeszcze środek nocy), w czasie których tylko jedna z nich wiąże się ze spazmatycznym płaczem i bujaniem przez godzinę.
6. Śniadanie zjedzone na siedząco, z obiema rękami wolnymi, bez syreny alarmowej wyjącej w łóżeczku/wózku/kołysce.
7. Czas, kiedy przez chwilę Niunią zajmują się dziadkowie, a ja mogę wyskoczyć na zakupy (do drogerii i spożywczego!).


Pewnie mogłabym dopisać jeszcze kilka punktów do tej listy, ale ostatnio nauczyłam się cieszyć z małych rzeczy. Choć wydawało mi się, że 3-miesięczne dziecko pochłania zdecydowanie mniej uwagi, więcej śpi, mniej stęka i marudzi, to nauczyłam się z tym żyć. Czasami nadal doprowadza mnie to do furii, bo wyobrażałam sobie, że na tym etapie w ciągu dnia będę miała dużo więcej czasu dla siebie. Wiedziałam, że z biegiem tygodni dziecko będzie wymagało więcej uwagi, będzie dłużej spało w nocy, za to mniej w dzień, jednak nieświadoma czyhających niespodzianek liczyłam, że nastąpi to najszybciej około 5 miesiąca. Mimo rzadszych i krótszych drzemek w ciągu dnia w nocy nie sypia więcej, budzi się ciągle niemal tak samo często. W ciągu dnia, gdy nie śpi, wymaga ciągłej uwagi, spuszczenie jej z oczu na pół minuty grozi u niej atakiem paniki. Dlatego musiałam zweryfikować moje marzenia. I w momencie kiedy to zrobiłam bycie matką okazało się troszkę łatwiejsze. Wiedziałam, że tak trzeba, bo inaczej bym oszalała. Nadal marzy mi się spokojny wieczór z mężem, kiedy przytuleni oglądamy film, popijamy piwko i zajadamy przekąski, lub poranek, kiedy nie trzeba od razu zrywać się z łóżka, tylko można w nim pognić pół godzinki, obejrzeć tv i kilka razy się przeciągnąć, ale na to pewnie jeszcze będziemy musieli trochę poczekać. A potem być może pojawi się kolejne dziecko i marzenia znów zostaną odstawione na boczny plan. 


Ale wiecie co? Czasami mnie to wszystko wkurza i tęsknię za dawnym, spokojnym życiem. Czasami mam ochotę wyjść i nie wracać. Jednak kiedy widzę jak mój Skarb się do mnie uśmiecha, łapie mnie za rękę, zaczyna pierwsze, "gruchane" rozmowy, nic więcej się nie liczy i jestem wtedy najszczęśliwsza na świecie. To nic, że w przetłuszczonych włosach, rozciągniętych dresach, bez makijażu i z zapuchniętymi oczami ...








poniedziałek, 21 marca 2016

Prosty i pyszny warkocz drożdżowy

Miniony weekend świętowaliśmy pysznym drożdżowym wypiekiem. Nic nie kojarzy mi się tak z domem jak zapach świeżego chleba i drożdżówki. Będąc w ciąży obiecałam sobie, że moje dziecko będzie dokładnie znało ten zapach - zapach rodzinnego domu. Że będę mu gotować, piec, spędzać z nim czas w kuchni, aby zarazić go moją kulinarną pasją. Że w dorosłym życiu, przechodząc obok piekarni, będzie przypominało sobie wypieki mamy i zawsze z radością będzie do mnie wracać, a zakładając własną rodzinę z sentymentem będzie odtwarzać moje przepisy.


Choć Bianka jest jeszcze maleńka, to już zaczęłam wdrażać w życie mój plan. Z radością zauważyłam, że z ciekawością przygląda się moim zajęciom w kuchni. I choć jest jeszcze za mała, aby skosztować moich wypieków, już niebawem wspólnie będziemy gotowały pierwsze zupki. Bo wiem, że nie ma nic lepszego dla rodziny niż podawanie im domowych pyszności, a dla matki nie ma większej radości, jak te pyszności rodzinie smakują :-)


Dlatego chcę się z Wami podzielić na jedną z lepszych drożdżówek, które do tej pory piekłam. Nie wyobrażam sobie, żeby mogła się nie udać. Spróbujcie, na pewno zasmakuje Waszym najbliższym.


Składniki:

- 270 g mąki

- 20 g świeżych drożdży

- 130 ml mleka

- 1 duże jajko lub 1 małe jajko i 1 żółtko

- 50 g cukru

- 50 g roztopionego masła

- 16 g cukru wanilinowego

- pół słoiczka powideł śliwkowych

- 70 -100 g posiekanych orzechów laskowych *


Mleko podgrzać, dodać łyżkę cukru i drożdże. Wymieszać i odstawić na 10 minut.


Mąkę przesiać do dużej miski, dodać pozostały cukier i cukier wanilinowy oraz jajko. Wlać zaczyn drożdżowy. Wyrobić. Pod koniec wyrabiania dodać rozpuszczone masło. Ciasto wyrabiać tak długo, aż będzie elastyczne i nie będzie przyklejało się do rąk (około 7 minut). W razie potrzeby podsypać niewielką ilością mąki. 


Przykryć ściereczką i odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na 1,5 godziny.


Po tym czasie ciasto rozwałkować na prostokąt, około 3-4 mm grubości. Posmarować powidłami, posypać orzechami, zwinąć w roladę wzdłuż dłuższego boku. Przekroić wzdłuż na pół, pozostawiając nie przekrojone 3-4 cm z jednej strony. Zawinąć dwa kawałki ciasta wokół siebie, tak, żeby powstała przeplatanka a'la warkocz. 


Odstawić na pół godziny do ponownego wyrośnięcia.


Piec około 45 minut w 180 stopniach.


Przed podaniem polukrować. 


*Powidła można zastąpić Nutellą, orzechy pokrojoną w kostkę czekoladą lub owocami. Pozostawiam to Waszej inwencji twórczej.