niedziela, 30 sierpnia 2015

Dobre złego początki?

Pisać - nie pisać? Zakładać - nie zakładać? Tak! Nie! Tak? To już (dopiero?) 26 tydzień ciąży, a mniej więcej od połowy zastanawiam się nam blogiem. Mnóstwo czasu spędzam w Internecie w poszukiwaniu różnego rodzaju informacji, porad, opinii, najczęściej oczywiście na temat trwającej właśnie ciąży. Często muszę odwiedzić wiele śmieciowych stron i odrzucić mnóstwo zbędnych informacji, zanim trafię na to, co faktycznie mnie interesuje. Pomyślałam, że całkiem niegłupim pomysłem byłoby zebrać to wszystko do kupy, a przynajmniej troszkę uporządkować. Lubię dzielić się z ludźmi swoimi przeżyciami, odczuciami, obserwacjami i opiniami, więc nie to mnie do tej pory powstrzymywało. Nigdy nie uważałam się za mistrzynię pisania i urodzoną felietonistkę, ale w szkole z wypracowaniami jakoś sobie radziłam, więc raczej i to nie było problemem. Problemem było to, że to miałby być (a właściwie, o matko, już jest!) mój drugi blog. Pierwszy powstał z dużym entuzjazmem i zapałem, jednak im dalej, tym chęci były coraz mniejsze. Ilość czytelników zamiast rosnąć, malała. Może dlatego, że blogów takich jak mój, kulinarnych, jest całe mnóstwo. Niekiedy miałam wrażenie, że czytują mnie tylko najbliżsi znajomi i rodzina, a przecież z nimi przepisami mogę wymieniać się przy każdej okazji. Prowadzenie tego bloga pochłaniało zbyt wiele mojego czasu. Szukanie przepisów i inspiracji, gotowanie, zdjęcia, opis ... Czasami robienie zdjęć i ich obrabianie zajmowało więcej czasu niż samo gotowanie. Chciałam, żeby wszystko było perfekcyjne, takie jak u "konkurencji", którą się inspirowałam. Wkurzało mnie, kiedy wypieki nie wychodziły, mięso nie "układało się" na talerzu, zdjęcia nie wychodziły takie, jak w mojej głowie. Po 2,5 roku zapał do pisania umarł śmiercią naturalną. Blog istnieje, na wszelki wypadek, gdyby mi się odwidziało, ale wisi sobie gdzieś w eterze, powoli zapomniany i nieaktualizowany. O ciąży, małżeństwie i macierzyństwie niewiele mogę powiedzieć, w końcu jest to moja pierwsza ciąża, mężatką jestem nieco ponad rok, więc moje doświadczenia są niewielkie. Jednak od czegoś trzeba zacząć i myślę, że dla wielu, zwłaszcza młodych kobiet będzie to doskonałe miejsce, aby poczytać o obawach i problemach, które dotyczą ich samych, które znajdują się w tej samej sytuacji co ja. Jedyne chyba czego się bałam to komentarzy otoczenia, odnośnie mojego słomianego zapału, tego, że niedługo nie będę miała czasu na takie "głupoty", że powinnam zająć się czymś bardziej pożytecznym, nie marnować czasu na zwierzanie się obcym ludziom w internecie. Jednak wydaje mi się, że czegoś takiego właśnie potrzebuję, czegoś, co zajmie moje myśli, kiedy pojawią się tam głupoty, co będzie moim własnym, bezpiecznym azylem. Ze względu na specyfikę pracy mojego męża ostatnie miesiące spędzam głównie sama ... z psem i rosnącym brzuchem. Długie samotne wieczory predysponują do zradzania się głupich pomysłów i jeszcze głupszych myśli. Właśnie w jeden z takich wieczorów pomyślałam, że chciałabym pisać o wszystkim i o niczym, wstawiać zdjęcia takie, jakie wyjdą, gotować kiedy mam ochotę, a nie pod presją nowego przepisu. Pisać dla wszystkich, nie tylko dla urodzonych kucharek i żon doskonałych. Chciałabym pisać przede wszystkich dla kobiet takich jak ja - młodych mężatek, przyszłych matek, niedoskonałych pań domu. Pragnę, aby czytywali mnie również młodzi mężowie, przyszli ojcowie, niedoskonałe głowy rodziny. Coś dla siebie znajdą tu również obecne matki, doświadczone mężatki i urodzone gospodynie domowe. Dla każdego coś dobrego. Zapraszam do lektury.