czwartek, 31 marca 2016

7 punktów szczęśliwej mamy

Pierwszy wiosenny post na blogu. Gdy za oknem optymistycznie świeci słońce i można wybrać się na spacer nie rozglądając się na około za deszczowymi chmurami i nie marznąc po 15 minutach do kości, życie staje się piękniejsze. Choć nadal miewam kryzysy małżeńskie, matczyne i światopoglądowe to powoli wszystko zaczyna się układać. Przeczytajcie dlaczego... :-)

Gdy w naszym życiu pojawia się dziecko, nasz świat staje na głowie. Pomijam fakt, że w sypialni główne miejsce zajmuje dziecięce łóżeczko, a przy nim pieluchy, pampersy, zasypki, kremy itd, na podłodze i łóżku zaczynają turlać się pierwsze zabawki, wszyscy domownicy chodzą na palcach, żeby nie obudzić dziecka, a największą radością rodziców jest nie przespana noc, lecz piękna, wielka, śmierdząca kupka :-)


Gdy pojawia się dziecko nagle okazuje się, że zaczynamy cieszyć się z zupełnie innych rzeczy niż przed rodzinną rewolucją. Kilka dni temu zdałam sobie sprawę jak bardzo zmienił się mój system wartości po pojawieniu się Niuni. Kiedyś do szczęścia i pełni relaksu potrzebowałam całego wieczoru: najpierw długa kąpiel w bąbelkach, najlepiej z lampką szampana i dobrą książką lub gazetą, potem krem, maseczka, fantazyjne malowanie paznokci, a na zakończenie miska popcornu i obejrzany z mężem film (w czasie którego najczęściej zasypiałam). Dzisiaj do szczęścia potrzeba mi zdecydowanie mniej. 


Okazuje się, że potrzeba faktycznie niewiele. Lista rzeczy, które wprawiają mnie niemal w euforię jest zaskakująco krótka:
1. Spokojnie wzięty prysznic, bez potrzeby wyskakiwania w pośpiechu z wanny, bo Maleństwo właśnie się obudziło (chociaż dopiero 10 minut temu, po godzinie usypiania, wylądowało w łóżeczku). Wszystkie zabiegi ponad to graniczą z bramą raju :-)
2. Pomalowane paznokcie. Nie sądziłam, że to może tak cieszyć.
3. Starannie wykonany makijaż i fryzura. Zdarza się to od święta, kiedy akurat gdzieś na dłużej wychodzimy i jest pretekst, żeby o siebie zadbać.
4. 2 godzinny sen Dzieciątka w ciągu dnia, w czasie którego można doprowadzić się jako tako do porządku, poczytać książkę, prześledzić nowinki w Internecie, obejrzeć serial, czy po prostu się przespać.
5. Zaledwie dwie pobudki w nocy (mam na myśli przedział między 22, a 6 rano, choć dla niektórych nawet 8 to jeszcze środek nocy), w czasie których tylko jedna z nich wiąże się ze spazmatycznym płaczem i bujaniem przez godzinę.
6. Śniadanie zjedzone na siedząco, z obiema rękami wolnymi, bez syreny alarmowej wyjącej w łóżeczku/wózku/kołysce.
7. Czas, kiedy przez chwilę Niunią zajmują się dziadkowie, a ja mogę wyskoczyć na zakupy (do drogerii i spożywczego!).


Pewnie mogłabym dopisać jeszcze kilka punktów do tej listy, ale ostatnio nauczyłam się cieszyć z małych rzeczy. Choć wydawało mi się, że 3-miesięczne dziecko pochłania zdecydowanie mniej uwagi, więcej śpi, mniej stęka i marudzi, to nauczyłam się z tym żyć. Czasami nadal doprowadza mnie to do furii, bo wyobrażałam sobie, że na tym etapie w ciągu dnia będę miała dużo więcej czasu dla siebie. Wiedziałam, że z biegiem tygodni dziecko będzie wymagało więcej uwagi, będzie dłużej spało w nocy, za to mniej w dzień, jednak nieświadoma czyhających niespodzianek liczyłam, że nastąpi to najszybciej około 5 miesiąca. Mimo rzadszych i krótszych drzemek w ciągu dnia w nocy nie sypia więcej, budzi się ciągle niemal tak samo często. W ciągu dnia, gdy nie śpi, wymaga ciągłej uwagi, spuszczenie jej z oczu na pół minuty grozi u niej atakiem paniki. Dlatego musiałam zweryfikować moje marzenia. I w momencie kiedy to zrobiłam bycie matką okazało się troszkę łatwiejsze. Wiedziałam, że tak trzeba, bo inaczej bym oszalała. Nadal marzy mi się spokojny wieczór z mężem, kiedy przytuleni oglądamy film, popijamy piwko i zajadamy przekąski, lub poranek, kiedy nie trzeba od razu zrywać się z łóżka, tylko można w nim pognić pół godzinki, obejrzeć tv i kilka razy się przeciągnąć, ale na to pewnie jeszcze będziemy musieli trochę poczekać. A potem być może pojawi się kolejne dziecko i marzenia znów zostaną odstawione na boczny plan. 


Ale wiecie co? Czasami mnie to wszystko wkurza i tęsknię za dawnym, spokojnym życiem. Czasami mam ochotę wyjść i nie wracać. Jednak kiedy widzę jak mój Skarb się do mnie uśmiecha, łapie mnie za rękę, zaczyna pierwsze, "gruchane" rozmowy, nic więcej się nie liczy i jestem wtedy najszczęśliwsza na świecie. To nic, że w przetłuszczonych włosach, rozciągniętych dresach, bez makijażu i z zapuchniętymi oczami ...








2 komentarze:

  1. Pewnie już widziałaś ten filmik, ale mimo wszystko niech to będzie podsumowanie tego, co napisałaś :)

    https://www.youtube.com/watch?v=A10LCrPEDMI

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję jeszcze raz młodym rodzicom, a Tobie, Ado, życzę jak najwięcej tych "małych radości" :)

    OdpowiedzUsuń